Co tak naprawdę wydarzyło się 11 listopada 1918 roku? Tego dnia wcale nie proklamowano niepodległości Polski. Tylko to, że Rada Regencyjna – tymczasowa władza utworzona jeszcze przez okupantów niemieckich – przekazała władzę wojskową Józefowi Piłsudskiemu. Tylko tyle. I aż tyle. Dziś wydaje się to tylko administracyjną decyzją. W rzeczywistości był to wielki przełom, wręcz zasypanie przepaści.
W Radzie Regencyjnej zasiadali książę Lubomirski, arcybiskup Kakowski i hrabia Ostrowski – ludzie związani ze środowiskami ziemiańskimi i myślą konserwatywną. Tymczasem Piłsudski był przez wiele lat działaczem PPS. Sam o sobie mówił, że wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku Niepodległość. Jego poglądy, wizja Polski, były zupełnie inne niż poglądy polityków prawicy. Prawicę i piłsudczyków we wszystkim dzieliła przepaść. We wszystkim z wyjątkiem jednego – patriotyzmu. Rada Regencyjna uznała, że tylko charyzma, popularność oraz umiejętności wojskowe i organizacyjne Piłsudskiego, a także jego wpływy, dają nadzieję na wywalczenie pełnej niepodległości. Rada oddała więc władzę Piłsudskiemu. A on starał się o zasypanie podziałów między swym obozem i Narodową Demokracją. Z polityków lewicowych i prawicowych utworzył rząd jedności narodowej. Premierem został Paderewski, współpracownik Dmowskiego – największego ideowego wroga Piłsudskiego.